Inne opowiadania i kolejne Epizody znajdziecie w archiwum bloga o tu ----------->>
To opowiadanie wklejam z racji tego iż nie każdemu może przypaść do gustu '' Life Story ''.
Jest to op. z mojego poprzedniego bloga, który został usunięty z powodu usuwania moich treści -.-
To było takie irytujące.
A więc zapraszam do czytania i życzę miłej lektury.
Pozdrawiam moje kochane czytelniczki <3 !!
Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma swoją nazwę. Nazywamy je nadzieją
Wstęp
- Nie płacz... Dlaczego płaczesz?
- Bo ktoś mi powiedział, że mnie kocha…
-To przecież powód do radości! Nie rozumiem...
- Bo ja go już nie Kocham!
- Powiedziałaś mu to?
- Tak.
- I co on na to?
- Że nie potrzebuje mojej Miłości...
- Bo ktoś mi powiedział, że mnie kocha…
-To przecież powód do radości! Nie rozumiem...
- Bo ja go już nie Kocham!
- Powiedziałaś mu to?
- Tak.
- I co on na to?
- Że nie potrzebuje mojej Miłości...
Epizod
I
Głośne pikanie
zegarka. Wkurzona wyciągnęłam rękę spod kołdry i walnęłam w budzik. Ucichł.
- Nie, nie nie
nie nie… ja chce tam wrócić – wyjąkałam - zamknęłam oczy usiłując przywołać
wspomnienia ze snu i odtworzyć go ponownie. Nie udało się.
To była ta
część dnia, którą najchętniej bym przespała. Szkoła. Masa prac klasowych,
sprawdzianów, kartkówek i bóg wie czego jeszcze. Wsunęłam powoli rękę pod
poduszkę i wyciągnęłam komórkę by zobaczyć godzinę : 07.07 – ekstra. Odłożyłam go
gdzieś na bok i zamknęłam oczy. ‘’ Dlaczego nie mogę żyć tak jak we śnie?
Dlaczego moje życie nie jest tak ekscytujące? ‘’ takie myślenie jeszcze
bardziej napawało mnie niechęcia do zaczęcia kolejnego nudnego dnia. ‘’ Nic się
nie stanie jak dzisiaj nie pójdę, prawda?’’ Przysnęłam. Obudziło mnie pukanie
do drzwi pokoju.
- Mika, do cholery wstawaj bo znów się spóźnisz! –
usłyszałam.
- Taa… - pomału
zaczęłam się wynurzać. Najpierw jedna noga, druga, usiadłam na zimnych panelach
okryta od pasa w górę kołdrą. Nagle kołdra wylądowała na drugim końcu łóżka.
- Ubieraj się! Nie będę ci wiecznie pisała
usprawiedliwień – mama weszła do pokoju by odsłonić zasłony.
- Niee – jęknęłam -
Nie odsłaniaj!
- Wstawaj! – i wyszła.
Podniosłam się z podłogi i podeszłam do komputera.
Włączyłam go i zaczęłam szukać w szafie czegoś w co mogłabym się dziś ubrać.
Przerzucałam ciuchy ze złością. Znów nie było tego co chciałam założyć.
- Mamooo! Nie mam się w co ubrać! – krzyknęłam.
- To idź z gołą dupą!
Walnęłam drzwiczkami od szafki. Podeszłam do komputera,
wpisałam hasło i zaczekałam aż sie zaloguje. Kiedy ukazał się w końcu mój
pulpit ( mikrofon na czarno czerwonym tle ) włączyłam Winamp’a. Z głośników
zabrzmiała piosenka reggae.
- Na dobry początek dnia.
Znów podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne
spodnie rurki, zaś z szuflady parę czystych białych skarpetek i czarny
biustonosz. Skierowałam się do łazienki, która jak mój pokój znajdowała się na
piętrze. ‘’ Tak też myślałam ’’. Z kaloryfera ściągnęłam moją ulubioną granatową
tunikę i poszłam do pokoju ją wyprasować. Ubrana zeszłam na dół. Weszłam do
kuchni.
- Jeszcze się nie wypindrowałaś? – zignorowałam głupie
pytanie mojego brata.
- Shon, pozmywaj po sobie, a Ty mogłabyś zjeść za nim
wyjdziesz.
- Chciałam na bilet.
Wyciągnęła z torebki pieniądze.
- Masz. Siadaj i zjedz.
- Idę do łazienki.
Poszłam znów na górę do łazienki. Wzięłam kosmetyczkę i zaczęłam
robić make-up. BB cream i oczy w stylu Ulzzang. Użyłam pianki by podkreślić
falujące się włosy i poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam torbę z książkami,
wyłączyłam komputer i zeszłam na dół ubrać buty. Założyłam płaszcz i wyszłam. Usłyszałam
za sobą tylko ‘’ A śniadanie?! ‘’- norma.
Czekając na autobus wyjęłam z torby wielkie słuchawki i
nałożyłam na uszy. Włączyłam pierwszą piosenkę i zamknęłam oczy wsłuchując się
w każdy dźwięk, instrument osobno.
Gdy dojechałam na miejsce, przed szkołą czekały na mnie
moje dwie przyjaciółki Megg i Carmen. Megg jest ruda, niska i szczupła a Carmen
ma jasne blond włosy i jest wysportowaną cheelederką. Obydwie siedziały na
zewnątrz, przy stole i gadały. Podeszłam do nich, rzuciłam torbą na stół i
usiadłam.
- Co tak wzdychasz? – spytała Megg.
- Pewnie znów się nie wyspała, haha – wtrąciła Carmen.
- Powinnaś porządnie się zmęczyć przed snem żeby móc
normalnie spać, a nie o drugiej w nocy na skype buszować.
- Właśnie. Bierz przykład ze mnie. Po szkole i treningu z
dziewczynami jestem wykończona, jak się położę to myk, i mnie nie ma .
- Chcesz mi powiedzieć żebym wzięła się za machanie
pomponami? – spojrzałam na nią unosząc jedną brew - Raczej spasuje.
- Uwielbiam te Twoje ironiczne docinki – westchnęła.
- Słuchajcie – wtrąciła się Megg - Za dwa tygodnie mamy bal szkolny. Carmen
zajmuje się rozwieszaniem ulotek…
- Jak zawsze – przerwała jej Carm z uśmiechem na ustach.
- Mika, ty mogłabyś się zająć muzyką prawda?
- Hmmm… chyba znajdę na to trochę czasu.
- Mika - jęknęła - To nasz bal. Co roku go wyprawiamy.
Nie rób nam tego.
- No dobra już dobra, tylko przestańcie jęczeć.
Nagle zadzwonił dzwonek. Znużona osunęłam się na stół.
- Chodźcie bo się spóźnimy – Carmen i Megg złapały za
torby i wstały. Spojrzały na mnie – Zostajesz?
- Powiedz Panu Hendersonowi, że wpadłam w tornado –
wymruczałam.
- Chodź idiotko – powiedziała Carmen i złapała mnie za
rękę ciągnąc za sobą. Podniosłam się – z
niechęcią –, wolną ręką złapałam plecak i zarzuciłam go na ramię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz