sobota, 30 czerwca 2012

MY DREAM EP. 2

Inne opowiadania i kolejne Epizody znajdziecie w archiwum bloga o tu ---------->>



Epizod 2

Podeszłam do swojej szafki z książkami. Otworzyłam ją za pomocą szyfru i zaczęłam szukać podręcznika od chemii. Nagle usłyszałam znajomy głos.
- Hej Mika. Co się stało, że nie śpisz przy stole na podwórku?
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w bok. Wiedziałam. Obok mnie stał Rivel i szczerzył zęby. Chodzimy do tej samej klasy i oboje nie przepadamy za sobą.
- A co się stało, że masz taką twarz?- odpowiedziałam – Wiesz, słyszałam że jak kobieta i mężczyzna podczas stosunku się śmieją to urodzi im się mądre i piękne dziecko. Szkoda, że twoi rodzice o tym nie słyszeli – zamknęłam drzwiczki szafki, odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam przed siebie. Wiedziałam, że gdy odchodziłam gapił się na mnie dalej szczerząc kły.
Weszłam do klasy. Nie spojrzawszy nawet na nikogo od razu skierowałam się prosto na swoje miejsce. Siedziałam przy oknie, w przedostatniej ławce razem z Carmen. Rzuciłam torbę pod ścianę i osnułam się na krzesło. Podparłam pięścią brodę i wyjrzałam przez okno czekając na nauczyciela. W sali było głośno więc nici z małej drzemki. Wszyscy przejmowali się sprawdzianem, kilka osób robiło ściągi lub wymieniało się informacjami. Carmen też robiła powtórkę, czytała jeszcze raz notatki. Nagle poczułam czyjś wzrok na sobie. Nie zmieniając pozycji przewróciłam oczami w bok. Rivel siedział w środkowym rzędzie tyłem do tablicy i gadał z kumplami. Nagle spojrzał w moją stronę. Gdy tylko dostrzegł moje oczy uśmiechnął się zadziornie. Przechyliłam lekko głowę i pokazałam mu środkowy palec. Wtedy znów się wyszczerzył. W tym samym momencie do środka wszedł nauczyciel. Schyliłam się żeby wyjąć z plecaka piórnik. Pan Henderson rozdał sprawdziany i wszyscy zamilkli. Po kilku minutach ktoś zaczął szeptać.
- Słyszę głosy! – powiedział głośno nauczyciel.
- Ja też proszę pana, ale ja się leczę – odezwał się Rivel. Cała klasa pękła śmiechem.
- Cisza! – wrzasnął Pan H. – Bardzo śmieszny żart panie Audrey. Przy sprawdzaniu twojego egzaminu jestem pewien, że ja się pośmieje.– ten oto mężczyzna został przydzielony do naszej klasy. System w naszej szkole obejmuje jednego nauczyciela do wszystkich przedmiotów na jedną klasę. Dlatego lepiej z nim nie zadzierać. Pan H. jest wykształconym człowiekiem.
Kiedy lekcja się skończyła wstałam z miejsca, odniosłam podpisaną pracę i wyszłam z sali.
- I co? Jak ci poszło? – spytała Carmen gdy już mnie dogoniła.
- Bo ja wiem, nie oceniam.
- Ja liczę chociaż na trzy.
- Chciałabyś sześć, uczysz się na pięć, umiesz na cztery, piszesz na trzy, spodziewasz się dwa, dostajesz jeden
- Mówisz o sobie?
- Ta.
- Hej dziewczyny – podbiegła do nas Megg – Poznajcie Mike’a. Jest nowy w mojej klasie. Nie zna nikogo ze szkoły więc pomyślałam, że przedstawię mu naszą paczkę.
- A co my kółko wzajemnej adoracji – mruknęłam pod nosem.
- Nie zwracaj na nią uwagi. Zachowuje się tak bo sprawdzian jej nie poszedł.
- Wal się.
- Ja jestem Carmen – powiedziała podając nowemu rękę.
- Mike – brunet uśmiechnął się miło.
Dziewczyny spojrzały na mnie. Westchnęłam.
- Mika, cześć.
- Cześć Mika – znów się uśmiechnął.
- Chodźcie, mamy pół godziny nim zaczną się następne zajęcia – powiedziała Megg.
Po kilku dniach okazało się, że Mike jest całkiem spoko. Został kolejnym, członkiem naszej grupy.
***
Jestem wystrojona w białą, zwiewną, suknię sięgającą do kolan, a na nogach mam delikatne białe buciki na niewysokim obcasie. Moje długie brązowe włosy są rozpuszczone i falują na wietrze gdy idę powoli przed siebie. Stąpam szeroką, kamienistą ścieżką w wielkim ogrodzie z fontanną. Wpatrzona w stojący przede mną obiekt cały czas krok po kroku maszeruję przed siebie. Naprzeciw mnie stoi osoba. Mężczyzna o czarnych włosach. Które sięgały mu do ramion i zaczesane były do tyłu za uszy. Stoi w bezruchu tyłem do mnie trzymając ręce w kieszeniach swojego białego eleganckiego garnituru i ogląda jedną z przepięknych rzeźb w ogrodzie. Nagle postać poruszyła się, jakby wiedziała, że nadchodzę. Dżentelmen wyjął ręce z kieszeni spodni i zaczął powoli odwracać się za siebie. Nie zatrzymując się szłam jakby zahipnotyzowana. Nagle moja postać odwróciła się i w końcu mogłam ją ujrzeć. Zatrzymałam się niecałe trzy metry przed nią. Kiedy mężczyzna dostrzegł mnie uśmiechnął się delikatnie i tak uwodzicielsko, że aż nabrałam powietrza w płuca. Jego rysy twarzy były idealne, bez jednej skazy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, ponieważ jego twarz, tak odmienna od wszystkich, była przerażająco niemożliwie wręcz piękna. Stałam i po prostu patrzyłam na niego z niedowierzaniem, jak na jakieś boskie dzieło sztuki. Dopiero po chwili zorientowałam się, że cały czas trzymam powietrze w płucach. Wypuściłam je wolno. Mężczyzna cały czas uśmiechnięty wyciągnął ku mnie swoją dłoń. Bez zastanowienia podeszłam bliżej niego. Zatrzymałam się tuż przy nim. Najpierw spojrzałam na jego dłoń później podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Odwzajemniłam się lekkim uśmiechem i z wolna podałam mu swoją dłoń. Ten przyciągnął mnie do siebie tak, że staliśmy teraz w pozycji do tańca. Ni stąd ni z owąd zaczęła lecieć nastrojowa muzyka. Ruszyliśmy z miejsca i zaczęliśmy wirować w rytm muzyki. Wszystko działo się tak powoli. Czy to niebo? Jestem w niebie? Gdy skończyliśmy nasz taniec podniosłam głowę i po raz kolejny spojrzałam w jego ciemne oczy. Były jak bezkresne morze namiętności, takie głębokie, można by w nich utonąć. Mężczyzna znów uśmiechnął się delikatnie, ujął moją twarz w dłonie i pochylił się nade mną.
***
Zerwałam się gwałtownie i usiadłam na łóżku.
- Mówię budź się już – usłyszałam.
Odwróciłam głowę w bok. W drzwiach stał Shon – mój starszy brat.
- Ty mnie obudziłeś? – spytałam.
- Nie. Krasnoludki.
- Po cholerę żeś to robił idioto?! – wrzasnęłam – Przecież jest sobota! - sięgnęłam po kapeć, który leżał przy łóżku i rzuciłam nim w jego stronę – Wszystko psujesz jak zawsze ! -  Shon zrobił unik i spojrzał na mnie z irytacją.
- A co? Śniło ci się cos fajnego? – spytał dokuczliwie.
- Won z pokoju! Już!
- Matka kazała cię obudzić bo jedziemy na zakupy i zostajesz sama. I przestań drzeć gębę.
- Więc nie mogliście mnie po prostu zamknąć w domu i nie budzić? Wszyscy zgrywacie inteligentnych a jak przychodzi co do czego to wychodzi na jaw ta wasza inteligencja.
- Jest już po trzynastej. Mogłabyś w końcu…
- Won powiedziałam!
Shon skrzywił się i wyszedł.
- A drzwi za dupą nie umiesz zamknąć?!
Wstałam ze złością, podeszłam do drzwi żeby je zamknąć i wróciłam z powrotem do łóżka. Leżałam i myślałam o tym co mi się przyśniło. Dlaczego byłam taka zła, że Shon mnie obudził? Bo chciałabym by to była prawda.
- Ale… dlaczego on? – spytałam sama siebie. Zanim się spostrzegłam miałam już mokre od łez policzki. Po prostu leżałam tak przez dobrą godzinę marzyłam i płakałam. Gdy nagle zadzwoniła moja komórka, ocknęłam się do świata żywych. Podniosłam się z łóżka, podeszłam do biurka i złapałam za telefon patrząc na numer który pokazywał się na wyświetlaczu.
- Tak, słucham.
- Siema ! Dziś sobota, starsi wyjechali, więc mamy całą chatę dla siebie. Babski wieczór zaczyna się o dwudziestej. Będziesz oczywiście?
- Hey, Carm. Wiesz… dziś chyba nie za bardzo… - pociągnęłam nosem.
- Płaczesz?
- Nie.
- To czemu ciągasz nosem?
- Kroiłam cebule.
- A ta twoja cebula była ubrana w biały garnitur?
- Carm…
- Słuchaj, przyjdź dziś do mnie. Mówię, ci, będzie fajnie.
Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że Carmen może mieć racje. Lepsze to niż leżenie cały dzień w łóżku.
- No dobra. To do dwudziestej.
- Czekam!
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon z powrotem na biurko. Podeszłam do okna i otworzyłam je biorąc głęboki wdech. Popołudniowe słońce skryło się już za chmury, które zasnuły niebo i właśnie zaczął padać miarowy deszcz.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Life Story EP. 3

Inne opowiadania i kolejne Epizody znajdziecie w archiwum bloga o tu ---------->>

Oj, coś słabo poszedł mi ten Epizod... tak sadzę :(
Czekam na opinię i pozdrawiam moje kochane czytelniczki <3 !!
Wpisujcie mi się do '' Czytelników '' :P



‘ III ‘ Mój wybawco…

Stoimy na przystanku autobusowym. Dziewczyny oczywiście się wystroiły. Sumi miała na sobie ciemnofioletową sukienkę w kratkę, sięgającą prawie do kolan. Kształtem przypominała bombkę, chociaż w zasadzie wyglądem też, bo mieniła się niesamowicie. Miion założyła niedługą ciemnozieloną spódniczkę i szeroką hiphopowską koszulkę z narysowanym na niej chłopakiem tańczącym breakdancea. Ja miałam na sobie zwykłe ciemne rurki i tunikę w szerokie paski o pomarańczowym odcieniu.
Stałyśmy i czekałyśmy na autobus. W pewnej chwili na przystanek przyszło dwóch chłopaków. Wyglądali na nie dużo starszych od nas, góra dwa lata wyżej. Miion i Sumi zajęte były swoimi komórkami więc nawet nie zauważyły, że ktoś się pojawił. Z nudów spojrzałam w stronę nieznajomych, czego od razu pożałowałam. Kiedy obróciłam głowę to jeden z nich ( wysoki brunet ) instynktownie podniósł swoją i wtedy nasze oczy się spotkały. Chłopak najpierw zlustrował mój ubiór ( no chyba ubiór ) po czym uśmiechnął się do mnie. Poczułam, że się czerwienię więc udając, że niczego nie zauważyłam, odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Cześć – usłyszałam po chwili – Jestem Hiroya Satoru.
Spojrzałam na bruneta.
- Cześć – odpowiedziałam i wyjrzałam w bok zobaczyć czy przypadkiem autobus nie nadjeżdża.
- Czekasz na kogoś – spytał grzecznie.
- Nie bardzo. Jestem tu właściwie z moimi przyjaciółkami… – powiedziałam patrząc w kierunku Miion i Sumiko. Chłopak odwrócił się w ich stronę – Jedyne na co czekam to autobus – dodałam.
Brunet obrócił głowę z powrotem w moją stronę.
- No tak.
- O proszę – powiedziałam  - Właśnie jedzie. Miło było poznać – pożegnałam się i pociągnęłam za sobą dziewczyny wsiadając do autobusu.


***
Nie czuje się najlepiej w takim towarzystwie. Jesteśmy już na imprezie w Pabllo. Jest tu mnóstwo jedzenia, picia i masa ludzi, których w ogóle nie znam. Ja tam w ogóle się nie bawię, za to dziewczyny chyba aż za dobrze. Miion rozmawia z jakimś nowo poznanym chłopakiem i wygląda na to, ze nieźle się dogadują. Sumi zaś wywija i kręci się na parkiecie jak szalona, z jakimś nieznanym mi blondaskiem. Ja usiadłam sobie bezpiecznie na kanapie gdzieś w kącie. Popijam coca colę oglądając jak inni ludzie robią z siebie totalnych idiotów. No proszę, jak można grać w pokera w miejscu publicznym. No oczywiście zrozumiem to jeśli to jest zwykła gra, a nie taka w, której za przegraną rundę, musisz oddać coś swojego, mam na myśli część ubioru oczywiście. Właśnie jedna dziewczyna o krwistoczerwonych włosach wyłożyła na środek stołu swój biustonosz. Dziewczyno! Polecam ci iść do psychoterapeuty, szkoda, że gaci nie zdjęłaś. Ten świat wariuje…
- Chyba się już gdzieś spotkaliśmy – usłyszałam nagle męski głos.
- Nie sądzę – powiedziałam nie odwracając nawet głowy w stronę nieznajomego. Dalej popijałam swój napój.
- A mi się wydaje, że gdzieś cię jednak już widziałem.
Spojrzałam na niego.
- Możliwie, ale chyba nie w tym życiu.
Chłopak, a raczej mężczyzna, usiadł obok i objął mnie ramieniem.
- Chcesz się może zabawić? – szepnął mi do ucha.
Poczułam ukłucie w brzuchu. Myślałam, że jak go spławie to się odwali.
- Puszczaj mnie – powiedziałam spokojnie odpychając go od siebie.
- Jesteś pewna? Nie chcesz zobaczyć  w akcji młodego tygrysa?
- Chyba osła. Puszczaj mnie!
- No chodź, nie bój się…
Koleś był niewiarygodnie natrętny. Zaczęłam się mocniej wyrywać a wtedy on zaczął mnie przyciągać do siebie. Poczułam jak kładzie mi rękę na udzie.
- Puszczaj mnie! – krzyknęłam. Czy ci ludzie niczego nie widzą?! Są tak głupio zapatrzeni w siebie! Nie no, wybrałam świetne miejsce!
- Wybacz kolego, ale jeśli nie odejdziesz od mojej dziewczyny to być może jest to twoje ostatnie spotkanie z kobietą – usłyszałam czyjś głos. Mężczyzna obrócił się zaskoczony.
- Sory Hiroya, nie wiedziałem, że to twoja panna. Zmywam się – powiedział i poszedł. Zauważyłam, ze usiadł przy barze i zaczął rozmawiać z barmanką. Ale to nieważne, ważniejsze jest to kim był ten, co mi pomógł. Podniosłam głowę i zauważyłam młodego bruneta. Chłopak podszedł bliżej i usiadł na kanapie na przeciw mnie.
- Wszystko w  porządku? – spytał.
- Czy ja cie gdzieś już nie widziałam?
- Cóż, możliwe. Dużo ludzi mnie zna.
- Czekaj, to nie ty podszedłeś do mnie na przystanku?
- Ach no tak, racja. Przecież to ty mnie spławiłaś – zażartował.
- Przepraszam. Po prostu… Ja…
- Rozumiem. I nie dziwię ci się. A zwłaszcza po tym co zobaczyłem. A właśnie, nie zadawaj się z tym typem, to zboczeniec pierwszej rangi, przyczepia się do każdej ładnej dziewczyny. Lepiej na niego uważać.
„ Czy mi się przesłyszało czy ten chłopak właśnie powiedział, że jestem ładna? ‘’
- Jak dobrze pamiętam to on powiedział do ciebie… eeto…
- Hiroya.
- Właśnie. To by oznaczało, że się znacie.
- To było dawno.
- Jak to możliwe, że taki chłopak jak ty zadawał się z takim idiotą jak tamten?
- No cóż, ponoć przeciwieństwa się przyciągają.
- A te słowa nie dotyczą przypadkiem przyciągania się płci przeciwnych?
Zaśmiał się.
- Możliwie.
- No cóż, w każdym razie dziękuje.
- Teraz jesteś moją dłużniczką – powiedział ze złośliwym ale wesołym uśmieszkiem.
- No wiesz co…
- A wiesz jak możesz spłacić swój dług?
- Jak?
Brunet wstał i podszedł do mnie. Pochylił się delikatnie i wyciągnął rękę. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Mam z tobą zatańczyć?  - zaśmiałam się.
- Jeśli chcesz.
Uśmiechnęłam się do niego.
- No… dobra – powiedziałam i podałam mu dłoń.
Gdy chłopak wziął mnie za rękę i zaprowadził na parkiet, skończył się szybki kawałek a zaczął wolny. „ To lepiej czy gorzej? ‘’ - ciężko było mi to rozsądzić. Pewnie przez godzinę zastanawiałabym się, w jaki sposób mam go objąć, ale on ułatwił mi zadanie i dosłownie wziął sprawy w swoje ręce. Nie tuliliśmy się do siebie. Jak na dżentelmena przystało brunet objął mnie jedną ręką w talii po czym podniósł wyżej nasze splecione dłonie. Ja swoją – tą wolną – położyłam na jego ramieniu.  Ani się obejrzałam, a i my zaczęliśmy tańczyć. Kiedy skończyliśmy wróciliśmy na niedawne miejsce.
- Świetnie tańczysz. Naprawdę – powiedziałam z podziwem.
- Ty też nieźle. Nie jak profesjonalista ale nieźle – uśmiechnął się.
- Dzięki.
Chwile posiedzieliśmy w ciszy póki on się nie odezwał.
- Jesteś sama? Wydawało mi się, ze byłaś z przyjaciółkami.
- Tak. Jak widać obie są zajęte – zaśmiałam się.
- A więc wracasz sama?
Nagle przypomniało mi się, ze Saitoh-kun miał przyjść po mnie o w pół do dwunastej. Która to godzina? Spojrzałam na zegarek - 23.45. O kurde!
- Jestem spóźniona – powiedziałam przestraszona.
- Na co? – spytał zdezorientowany.
Obróciłam głowę w jego stronę.
- Ee… Miał przyjść po mnie znajomy, ale… - spojrzałam z powrotem na zegarek – spóźniłam się.
- O której miał przyjść? – spytał spokojnie.
- W pół do dwunastej.
- To pewnie jeszcze tam czeka.
- Szczerze w to wątpię – mruknęłam – Powiedział jasno, ze jeśli mnie nie będzie o wyznaczonej godzinie, to będę wracać sama.
- Z kim ty się zadajesz? – spytał zdziwiony.
Spuściłam głowę. Chyba ma racje…
Cisza.
- W każdym razie… – zaczął – skoro jego nie ma, to może ja cię odprowadzę?
- Dzięki – powiedziałam cicho.
- Nie ma za co…. Eee… mówiłaś ze jak się nazywasz? – zaśmiał się.
„ Ale ze mnie idiotka, nawet się nie przedstawiłam ‘’.
- Przepraszam, całkiem zapomniałam. Jestem Kamiya Rika.
- A więc Rika-san, pozwolisz się. odprowadzić?
Uśmiechnęłam się.
- Jasne.
Kiedy wyszliśmy z klubu nawet się nie rozejrzałam za Saitoh-kunem, byłam pewna, że już dawno sobie poszedł. Po drodze Hiroya-kun zaczął się wygłupiać. Żartował i opowiadał dziwne, zabawne urywki z jego życia. Czasami próbowałam powstrzymywać się od śmiechu, bo przy niektórych sytuacjach nie wypada, ale on sam się z tego śmiał, tak wiec później śmiało się do niego przyłączyłam. Nagle Hiroya-kun zatrzymał się i obrócił.
- Co jest? – spytałam zdziwiona.
- Mam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje – powiedział rozglądając się uważnie. Brunet odwrócił się z powrotem w moją stronę i zobaczył strach panujący w moich oczach.
- Nie bój się – powiedział łagodnie.
Ruszyliśmy dalej ale już normalnie rozmawiając. Zatrzymaliśmy się na stacji metra.
- To ja już będę leciał.
- Dzięki za odprowadzenie.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się - Uważaj na siebie – powiedział i poszedł w przeciwnym kierunku. Stałam tak na stacji i czekałam na pociąg. „ Ciekawe czy jeszcze kiedyś go spotkam – pomyślałam – był miły i szarmancki, nie to co pewna osoba za którą tak głupio szaleje ‘’.
- Czy ty znasz się na zegarku? – usłyszałam nagle.
Przestraszona odwróciłam gwałtownie głowę. Za mną stał Saitoh-kun.
- S… Saitoh-kun? Co ty tu robisz? – spytałam zaskoczona jego obecnością.
- Czekam… Na ciebie… A ty się gdzieś włóczysz – powiedział.
- Ale przecież powiedziałeś…
- Głupia! To miało na celu uświadomienie ci tego, że będziesz wracać sama! – przerwał mi – A ty tymczasem łazisz z jakimś obcym kolesiem. Pomyślałaś może co mogłoby ci się stać?
„ Chwila moment… ‘’
- A czy to nie ty przypadkiem powiedziałeś, że wątpisz w to, żeby ktokolwiek chciał mnie ruszyć? – spytałam złośliwie. „ No i proszę. Zaskoczony? ‘’.
- Cóż, są gusta i guściki.
- Świnia – powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.
Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że mnie to zaboli. Uważał to pewnie za niewinny żart, ale ja i tak wzięłam to sobie do serca.
- To ty łazisz z obcymi chłopakami mimo tego, że umówiona byłaś wcześniej z innym – powiedział – I kto tutaj jest świnią?
Poczułam na twarzy rumieńce. „ Ja byłam z nim umówiona? ‘’. Wcześniej o tym, nie pomyślałam. Tak naprawdę chodziło o odprowadzenie do domu, ale przecież i tak bylibyśmy sami. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Może złośliwy, ale czego się nie robi by wygrać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że gdzieś w kącikach moich ust czaił się uśmiech. Odwróciłam się z powrotem w jego stronę.
- Czyżbyś był zazdrosny? – spytałam.
Saitoh-kun nie tylko się zdziwił, ale i zawstydził.
- Głupia jesteś? Niby o co miałbym być zazdrosny.
- No nie wiem. Ty mi powiedz.
- Pewna siebie co?
- Jak nigdy wcześniej – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie myśl sobie, że do ciebie startuje. Po prostu cię uświadamiałem.
- Cóż, a jednak zdziwiłeś się widząc mnie z innym chłopakiem.
Nagle spoważniał. Ściągnął lekko brwi.
- Mam gdzieś to z kim się spotykasz. Nie obchodzi mnie to. Mówiąc tak miałem na myśli, że jakby ci się coś stało to ja bym miał za to przesrane.
- Ach tak?! A więc szkoda, ze nic mi się nie stało! Chociaż raz Pan geniusz miałby za swoje! – odwróciłam się do niego tyłem i podeszłam bliżej ulicy.
- Pan geniusz co? – powiedział nagle – Ty tez mnie za takiego uważasz? Wszyscy widzicie tylko inteligencje, ale prawdziwej osoby to już nie.
Zatkało mnie. No cóż, może trochę przesadziłam. Spuściłam lekko głowę lecz odwrócona byłam cały czas do niego tyłem.
- Przepraszam. Nie tak to chciałam ująć.
Saitoh westchnął.
- Nieważne.
Nagle na stację wjechał pociąg. Wysiadła z niego masa ludzi. Kiedy Saitoh-kun wsiadł do środka drzwi automatycznie zaczęły się zamykać. Nie zdążyłabym wsiąść, gdyby nie to, że Saitoh-kun wkładając rękę miedzy zamykające się drzwi, spowodował, że z powrotem się otworzyły. Zaskoczona wsiadłam do środka.

***
- Rika-chan, telefon do ciebie! – krzyknęła z dołu Oba-sama. Telefon? Do mnie? Dziwne. Kto może do mnie dzwonić, przecież nikomu nie dawałam numeru. Zeszłam na dół i wzięłam do ręki słuchawkę. W salonie siedział Saitoh-kun i czytał gazetę.
- Tak słucham?
- Rika? – usłyszałam w słuchawce męski głos.
- Przepraszam kto mówi? – spytałam zdezorientowana.
- Hiroya-kun z tej strony, pamiętasz mnie?
- Ach tak. Pewnie, że pamiętam. Ale jak ty się do mnie dodzwoniłeś? Przecież nie dawałam ci numeru.
- Aaa, to tajemnica – usłyszałam w jego głosie nutę rozbawienia -  Słuchaj masz dzisiaj trochę wolnego czasu?
- Cóż, w zasadzie to miałam się uczyć. A o co chodzi?
- O nic. Po prostu chciałem się z tobą umówić – powiedział bez żadnego skrępowania.
Wow. Trochę mnie tym zaskoczył. Mimo wszystko poczułam dziwne, miłe uczucie.
- Umówić się? – powtórzyłam jeszcze raz dla pewności, że się nie przesłyszałam. Kątem oka zauważyłam, że Saitoh-kun spogląda w moją stronę co jeszcze bardziej mnie nakręciło.
- Hai – odezwał się głos w słuchawce – Chciałem wybrać się z tobą do parku morskiego.
- Brzmi ciekawie… No dobra. Spotkamy się o piątej pod akademią Greenwould.
- Dlaczego tam? Nie mogę czekać pod twoim domem?
- Eetoo… - miałam mały mętlik w głowie.
- Jeśli ci to nie pasuje to spotkamy się pod tą szkołą – powiedział po chwili.
- To do zobaczenia – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Saitoh-kun bez ukazania żadnych emocji zazdrości czy czegokolwiek znów spojrzał w gazęte. Bez słowa odwróciłam się na pięcie i poszłam na górę się uszykować.

MY DREAM EP. 1


Inne opowiadania i kolejne Epizody znajdziecie w archiwum bloga o tu ----------->>

To opowiadanie wklejam z racji tego iż nie każdemu może przypaść do gustu '' Life Story ''.
Jest to op. z mojego poprzedniego bloga, który został usunięty z powodu usuwania moich treści -.- 
To było takie irytujące.
A więc zapraszam do czytania i życzę miłej lektury.

Pozdrawiam moje kochane czytelniczki <3 !!


Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma swoją nazwę. Nazywamy je nadzieją

Wstęp
- Nie płacz... Dlaczego płaczesz?
- Bo ktoś mi powiedział, że mnie kocha…
-To przecież powód do radości! Nie rozumiem...
- Bo ja go już nie Kocham!
- Powiedziałaś mu to?
- Tak.
- I co on na to?
- Że nie potrzebuje mojej Miłości...

Epizod I

Głośne pikanie zegarka. Wkurzona wyciągnęłam rękę spod kołdry i walnęłam w budzik. Ucichł.
- Nie, nie nie nie nie… ja chce tam wrócić – wyjąkałam - zamknęłam oczy usiłując przywołać wspomnienia ze snu i odtworzyć go ponownie. Nie udało się.
To była ta część dnia, którą najchętniej bym przespała. Szkoła. Masa prac klasowych, sprawdzianów, kartkówek i bóg wie czego jeszcze. Wsunęłam powoli rękę pod poduszkę i wyciągnęłam komórkę by zobaczyć godzinę  : 07.07 – ekstra. Odłożyłam go gdzieś na bok i zamknęłam oczy. ‘’ Dlaczego nie mogę żyć tak jak we śnie? Dlaczego moje życie nie jest tak ekscytujące? ‘’ takie myślenie jeszcze bardziej napawało mnie niechęcia do zaczęcia kolejnego nudnego dnia. ‘’ Nic się nie stanie jak dzisiaj nie pójdę, prawda?’’ Przysnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi pokoju.
- Mika, do cholery wstawaj bo znów się spóźnisz! – usłyszałam.
-  Taa… - pomału zaczęłam się wynurzać. Najpierw jedna noga, druga, usiadłam na zimnych panelach okryta od pasa w górę kołdrą. Nagle kołdra wylądowała na drugim końcu łóżka.
- Ubieraj się! Nie będę ci wiecznie pisała usprawiedliwień – mama weszła do pokoju by odsłonić zasłony.
- Niee – jęknęłam -  Nie odsłaniaj!
- Wstawaj! – i wyszła.
Podniosłam się z podłogi i podeszłam do komputera. Włączyłam go i zaczęłam szukać w szafie czegoś w co mogłabym się dziś ubrać. Przerzucałam ciuchy ze złością. Znów nie było tego co chciałam założyć.
- Mamooo! Nie mam się w co ubrać! – krzyknęłam.
- To idź z gołą dupą!
Walnęłam drzwiczkami od szafki. Podeszłam do komputera, wpisałam hasło i zaczekałam aż sie zaloguje. Kiedy ukazał się w końcu mój pulpit ( mikrofon na czarno czerwonym tle ) włączyłam Winamp’a. Z głośników zabrzmiała piosenka reggae.
- Na dobry początek dnia.
Znów podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne spodnie rurki, zaś z szuflady parę czystych białych skarpetek i czarny biustonosz. Skierowałam się do łazienki, która jak mój pokój znajdowała się na piętrze. ‘’ Tak też myślałam ’’. Z kaloryfera ściągnęłam moją ulubioną granatową tunikę i poszłam do pokoju ją wyprasować. Ubrana zeszłam na dół. Weszłam do kuchni.
- Jeszcze się nie wypindrowałaś? – zignorowałam głupie pytanie mojego brata.
- Shon, pozmywaj po sobie, a Ty mogłabyś zjeść za nim wyjdziesz.
- Chciałam na bilet.
Wyciągnęła z torebki pieniądze.
- Masz. Siadaj i zjedz.
- Idę do łazienki.
Poszłam znów na górę do łazienki. Wzięłam kosmetyczkę i zaczęłam robić make-up. BB cream i oczy w stylu Ulzzang. Użyłam pianki by podkreślić falujące się włosy i poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam torbę z książkami, wyłączyłam komputer i zeszłam na dół ubrać buty. Założyłam płaszcz i wyszłam. Usłyszałam za sobą tylko ‘’ A śniadanie?! ‘’- norma.
Czekając na autobus wyjęłam z torby wielkie słuchawki i nałożyłam na uszy. Włączyłam pierwszą piosenkę i zamknęłam oczy wsłuchując się w każdy dźwięk, instrument osobno.
Gdy dojechałam na miejsce, przed szkołą czekały na mnie moje dwie przyjaciółki Megg i Carmen. Megg jest ruda, niska i szczupła a Carmen ma jasne blond włosy i jest wysportowaną cheelederką. Obydwie siedziały na zewnątrz, przy stole i gadały. Podeszłam do nich, rzuciłam torbą na stół i usiadłam.
- Co tak wzdychasz? – spytała Megg.
- Pewnie znów się nie wyspała, haha – wtrąciła Carmen.
- Powinnaś porządnie się zmęczyć przed snem żeby móc normalnie spać, a nie o drugiej w nocy na skype buszować.
- Właśnie. Bierz przykład ze mnie. Po szkole i treningu z dziewczynami jestem wykończona, jak się położę to myk, i mnie nie ma .
- Chcesz mi powiedzieć żebym wzięła się za machanie pomponami? – spojrzałam na nią unosząc jedną brew - Raczej spasuje.
- Uwielbiam te Twoje ironiczne docinki – westchnęła.
- Słuchajcie – wtrąciła się Megg -  Za dwa tygodnie mamy bal szkolny. Carmen zajmuje się rozwieszaniem ulotek…
- Jak zawsze – przerwała jej Carm z uśmiechem na ustach.
- Mika, ty mogłabyś się zająć muzyką prawda?
- Hmmm… chyba znajdę na to trochę czasu.
- Mika - jęknęła - To nasz bal. Co roku go wyprawiamy. Nie rób nam tego.
- No dobra już dobra, tylko przestańcie jęczeć.
Nagle zadzwonił dzwonek. Znużona osunęłam się na stół.
- Chodźcie bo się spóźnimy – Carmen i Megg złapały za torby i wstały. Spojrzały na mnie – Zostajesz?
- Powiedz Panu Hendersonowi, że wpadłam w tornado – wymruczałam.
- Chodź idiotko – powiedziała Carmen i złapała mnie za rękę ciągnąc za sobą. Podniosłam się  – z niechęcią –, wolną ręką złapałam plecak i zarzuciłam go na ramię.